Pewnego dnia, gdy w szkole większość uczniów pilnie studiowała elementarne księgi i spędzała lekcje na doskonaleniu sztuki pisania, w doświadczalnym ogródku malucha pojawiła się cała chmara dzieci z młotkami, szlifierkami i innymi narzędziami o bardzo dziwnych nazwach. Przez chwilę było pusto. Nagle ni stąd ni zowąd pojawili się wynosząc deski, farby, pędzle i łopaty z czeluści piwnicy. Niezwykle sprawnie podzielili się na zespoły i zabrali się do pracy jak profesjonalna ekipa budowlana – jedni rozciągali taśmy zabezpieczające inni zaczęli kopać rów. Rety! Przez trawnik! Na szczęście fachowo odkładali płaty ziemi obok, pewnie dlatego, aby z powrotem zasypać i zakryć rów. Ale ja tylko się domyślam widząc, jak są zorganizowani.
Po chwili zaczęli robić straszny hałas:
I rżnięcie i cięcie i desek rąbanie
Pił jęki i stęki – wielkie heblowanie
Te kłody, te deski, te dziury po sękach
Coś robią w ogródku, coś każde ma w rękach.
Nie wytrzymałem i poszedłem grzecznie zapytać cóż takiego robią i wtedy zobaczyłem Panią Teresę Pawlik z pędzlem i Pana Olafa, który czujnym okiem kierownika budowy lustrował „robotników budowlanych” zbijających jakąś wielką skrzynię. Jeśli myślicie, że dowiedziałem się, to jesteście w błędzie. Wśród uczniów 3a panuje zmowa milczenia. Jedynie, czego się dowiedziałem to, że muszę uzbroić się w cierpliwość i poczekać kilka dni.
Więc czekam i będę was informować. Zaglądajcie tutaj.
Jerzy Jeż
59-700 Bolesławiec
ul. Mikołaja Brody 12